Przybyłam - Zobaczyłam - Wrócę. Fajna miejscówka na wypad z beaglem.


Podczas wrześniowego weekendu, przy okazji tropów z przyjaciółmi z grupy Szajka, odkryłyśmy z Melką fajną miejscówkę blisko Warszawy - Gościniec nad Wkrą w Błędowie k. Pomiechówka (Mazowsze).





Gościniec położony jest w widłach rzeki Wkry i Narwi. Dobre miejsce nie tylko na szybki weekendowy wypad, ale i na dłuższe wakacje. Zabudowania są murowane więc można tam zajrzeć o każdej porze roku.



To miejsce ma wszystko, czego szukam podróżując z Melką, czyli dobre warunki nie tylko dla nas, ale przede wszystkim dla psa:
  1. ogrodzona posesja, po której Melka i inne psy mogły swobodnie biegać. Trzeba było tylko uważać, aby brama wjazdowa wychodząca na ruchliwą ulicę była zamknięta,
  2. przyzwoite warunki noclegowe dla ludzi,
  3. fajne spacerowe tereny tuż za płotem – las (z grzybami jako bonus), łąki, rzeka nad którą znaleźliśmy wygodne zejście do wody z cudną polaną i specjalnymi atrakcjami typu krowa i koza 😊
  4. wreszcie świetna kuchnia w zadziwiającym otoczeniu lasu, rzeki i szuwarów, serwowana w Barze Koza. Jest to przedziwne, klimatyczne miejsce pod chmurką, stworzone nad brzegiem rzeki, chyba specjalnie z myślą o kajakarzach robiących sobie przerwę w spływie.
Naprawę psiolubne miejsca, zarówno Gościniec nad Wkrą jak i Bar Koza.



Bar Koza

Leśna niespodzianka, największe odkrycie, gdzie w pierwszej chwili pomyśleliśmy, że chyba jest w ruinie i nie działa ….


Wystrój, to przedziwna, urokliwa kombinacja stylu szałasowego z luksusem (mieliśmy na krzesłach mięciutkie czerwone poduszki 😊),  z pięknym widokiem na rzekę, niesamowitą obsługą, zwierzętami pod nogami i za barierką oraz pyszną kuchnią.



W Barze Koza Melka swobodnie penetrowała lokal pod chmurką, zaprzyjaźniała się z psem rezydentem i psami gości. Poznawała kozy, które są mieszkankami baru i mają tam swoją zagródkę. Dwie kilkutygodniowe małe kózki urządziły nam pokaz koziej akrobatyki artystycznej biegając z gracją po wąskiej poręczy i zawracając na niej.




Do tego pyszne jedzenie, gdzie królowały grzyby i ryby, ale też inne potrawy mięsne i wege. Cukinia, którą jadła Magda pochodziła z krzaka rosnącego przy naszym stoliku... Każdy zamówił coś innego i wszystko było pyszne. Ja odleciałam przy zupie rybnej (podanej w papierowym talerzyku, który szybko rozmiękał jak uprzedziła pani kelnerka, ale nie zdążył, bo zupa była rewelacyjna) i cieście czekoladowym z wiśniami 😊 Ceny jednak warszawskie.



Do tego właściciel, który wyglądał trochę jak rozbójnik, gdy usłyszał, że nie mam gotówki tylko kartę płatniczą zaproponował jedzenie na krechę… No po prostu jak się nie zakochać (rachunek jednak uregulowałam). Niestety bar jest chyba czynny tylko w sezonie letnim, bo nie wyobrażam sobie obiadu pod zimową chmurką. Ale w pogodne dni nie można tam nie zajrzeć.


Gościniec nad Wkrą

W Gościńcu Melka czuła się aż za swobodnie, do tego stopnia, że usiłowała przegonić kota rezydenta. Szybko zorientowałam się, że jak dziewczę ginie mi z oczu to znaczy, że siedzi pod drzewem i czeka na białasa.


 
ten kot tam jest..

Właściciel ośrodka gościnny, pomocny i otwarty - miłośnik psów (to wszystko tłumaczy 😊 ) zachwycił się naszymi psami (była oczywiście Meluśka beagle, 2 cudne posokowce, 3 super dziewczyny goldenki i Beta owczarzyca malinois) i nie miał nic przeciwko temu aby całe nasze stadko biegało beztrosko po posesji i zawłaszczało sobie teren.




Każde z nich znalazło coś dla siebie. Melka kota, goldenki pokochały kuchnię i stale kombinowały jakby tam zajrzeć, a Beta malinoiska miała oko na całość. Mimo takiej gromadki nie było żadnych dymów, psy dogadywały się rewelacyjnie chociaż, większość z nich poznała się dopiero na miejscu. Nie brudziły, nie niszczyły, super dzieciaki po prostu. Tylko ta Melka i kot...




Właściwie do Gościńca można zaglądać przez cały rok, bo noclegi są w murowanym pawilonie z ogrzewaniem.  Pokoje dość duże, z łazienką dla 2, 3 i 4 osób, z osobnym wyjściem bezpośrednio na werandę lub na dwór. Osobiście polecam pokój, w którym spałam, bo jako jedyny posiadał duży zadaszony taras z rattanowymi wygodnymi meblami do poleżakowania w ładną pogodę.  Jest też do wynajęcia wolnostojący dom. W budynku ogólnym, w którym wydawane są posiłki – kominek, bilard, stół do tenisa stołowego.
 
Będąc z psem na diecie z surowizny oczywiście lodówka z zamrażalnikiem to podstawa. Chociaż w naszym pokoju lodówka z racji popsucia miała wyłącznie funkcję świecenia, to nie było problemów, aby żarcie przechować, w ogólnej kuchni gospodarzy. Nauczyłam się już, jak ważne jest szczegółowe dopytanie o lodówkę z zamrażalnikiem, bo przydarzały nam się czasem chłodziarki...

Ceny pokojów na stronie są chyba nieaktualne. My płaciliśmy 90 zł. za pokój/dobę, za psa nic.



Na miejscu można też po wcześniejszym uzgodnieniu zamówić śniadanie, obiad czy obiadokolację.  My akurat nie skorzystaliśmy. Wybraliśmy opcję własnego śniadania i kolację grillową (gospodarz udostępnił nam grilla i węgiel, który gdzieś mu pozostał po gościach, więc lepiej zadbać o to wcześniej samemu. Jest też miejsce na rozpalenie ogniska, trzeba przytargać sobie drewno. Mieliśmy dostęp do tzw. letniej kuchni, która była w pełni wyposażona.



Okolica

To co nas interesowało najbardziej, to teren wokół ośrodka. Wybraliśmy się tam, aby w gronie przyjaciół z Szajki potropić z psami, czegoś się nauczyć i spędzić fajny weekend z psio-ludzkimi rodzinami. Posesja stoi przy samym lesie, więc praktycznie już spod domu można było poukładać ciekawe ślady dla psów.



Grzybiarzom Agnieszce i Tomkowi serducho łomotało radośnie na widok maślaczków i podgrzybków. Następnym razem zabiorę suszarkę do grzybów, która jak dotąd suszyła wyłącznie smaki dla Melki. Natomiast syncio mój po rozpoznaniu terenu orzekł, że i rowerowo nieźle.  No i w końcu rzeka Wkra. Niezbyt szeroka, ale o szybkim nurcie, w pobliżu dwie wypożyczalnie kajaków. Na rzece spływy kajakowe.



Po porannych tropach wybraliśmy się z psami na fajny spacer wzdłuż rzeki. Po drodze dużo zejść do wody, a na koniec rozległa polana nad samą rzeką z cudną zieloną trawką i dodatkowymi atrakcjami w postaci pary krowa – koza. Melka zanurzyła łapy skuszona zabawką w wodzie, a niewątpliwie wodne stworzenia - goldeny miały wypas po całości. Próbowały dopaść pływające kaczki, witały w wodzie kajakarzy, aportowały z wody zabawkę i wyławiały całe bochny namokniętego chleba, których pani trenerka Agnieszka dla celów dydaktyczno/szkoleniowych nie śmiała odbierać. Musiała chwalić i modlić się aby to były jedyne i ostatnie takie skarby. Jednym słowem frajda.




Fajny udany weekend w świetnym, godnym polecenia miejscu, do którego będziemy wracać.

Minusem może być tylko to, że nigdy nie wiadomo, kto jeszcze odpoczywa w takim miejscu. Nie wszystko można przewidzieć. My trafiliśmy na imprezowych gości, którzy hucznie świętowali w budynku stołówkowo-ogólnym, więc piątkowego grilla mieliśmy w rytmie disco polo, a kiełbasy kroiliśmy pod białego misia 😊

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Cztery kąty dla beagle'a - czyli o klatkach kennelowych

BI i TRICOLOROWO - czyli jak to jest z tymi kolorami u beagle

Dom wybuchł - beaglowa demolka

Jaki kaganiec będzie odpowiedni dla naszego beagle’a?