Beaglemaniackie wakacje już za nami...

Wszystko co dobre, szybko się kończy ...niestety prawda stara jak świat. Na szczęście zostały fajne wspomnienia, plany na przyszłość i nowe cele do zrealizowania. Jak moje beagle spędziły wakacje? Kogo spotkaliśmy i co udało się zrealizować, o tym wszystkim dowiecie się z tego posta. Zapraszam do czytania!


"Sierpniówka" - czyli tydzień pracy nosem

Nasze wakacje rozpoczęliśmy od wyczekiwanego wyjazdu na obóz z Maritą i Iwo. Po extra doświadczeniach majowych nie spodziewałam się, że tym razem może być jeszcze lepiej... A jednak! :) To był wspaniały czas, a miejsce, w którym odbywał się obóz dodatkowo robiło dobrą robotę. Jednoosobowe pokoje, extra tereny spacerowe, woda, do tego wspaniała wakacyjna pogoda, która na tropy wyciągała nas z łóżek o 4 rano :) no czego chcieć więcej? ...no może oprócz opcji "wyspania się"...?

Już pierwszego dnia zdobyliśmy nowy level w pracy tropowej. Ślad około 700m - niby nic takiego, gdyby nie fakt, że po drodze zaliczyliśmy przejście przez wodę. Okazało się, że Gerwazy, który co do zasady maksymalnie wybiera moczenie łapek w upalne dni, bez problemu po prostu przepłynął przeszkodę. Praca na śladzie jest dla niego tak ważna, że nie zawahał się ani przez chwilę, aby wejść do wody. Kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu jak ważną rzeczą jest dla niego ta zabawa, jak dużą motywację do pracy posiada, jak wspaniałym jest tropicielem i duma jestem z niego ogromnie. Woda w kaloszach i mokre spodnie nie miały żadnego znaczenia - szczęśliwy pies to najcudowniejszy widok! Szukana, znana i lubiana Ciocia nie była bez motywacyjnego znaczenia. Radość z podopiecznego wielka :)


photo by Iwo

Kolejny dzień również przyniósł nam coś nowego. Odłożenie 2h, bardzo trudny ślad, około 1km. Zmiany nawierzchni, przejście przez drogę, łąkę zarośniętą i skoszoną, bliskość wody, przejście przez ogrodzenie, a do tego upał... Z pewnością mogę stwierdzić, że był to jeden z trudniejszych śladów jak pokonywaliśmy na treningach. Zapachu było mało, szliśmy wolno... Gerwazy jednak nie przestawał pracować, uparcie dążąc do celu... Przyznaję, że był moment, kiedy chciałam odpuścić - on jednak nie miał tego w planie. Pozorant nieznany - odnaleziony! :) Tego dnia na pierwszy ślad wyruszył także Teodor. To była tylko mała leśna próbka. Wiem już za to, że praca z nim będzie wyglądała nieco inaczej niż Gerwazym. Tropieniem z Pitusiem zajmiemy się poważniej wiosną :) Na razie  musi się zadowolić wykrywaniem zapachów. Taki tam "pies na papierosy" będzie :)

Ciocia ucieszyła się, że została odnaleziona :) ...bo zasięgu nie miała w telefonie :p
photo by Marita


Dzień 3 był pod znakiem wykrywania zapachów. Zarówno Teodor jak i Gerwazy pracują na papierosach i w tym kierunku nadal planujemy się rozwijać na treningach we Wrocławiu. Cudowne jest to jak w 15 minut można zmęczyć psa. Nie, nie znęcam się, wiem że takie zmęczenie jest bardzo pozytywne, że w ten sposób zaspokajane są ich naturalne potrzeby. Praca węchowa dla psa jest jak powietrze! Obaj moi chłopcy są cudowni. Pięknie oznaczają "pozytywne pudełka". Ciężko się nie uśmiechać myśląc o tym :)

Szukam papierosów, nie wiem co to, ale wiem jak pachnie :)

W czwartek o 4:40 wyruszyliśmy z Gerwazym na egzamin. W ramach treningów zaczęliśmy zdawać egzaminy wewnętrzne zaprzyjaźnionej szkoły Iwo, czyli "Mam w nosie". Czy już pisałam Wam, że ZAWSZE mamy jakieś przygody z pozorantami? :) Nie inaczej było tym razem... Układanie śladu polega na tym, że należy wykonać dokładnie to, o co prosi instruktor/egzaminator. Tym razem w gratisie dostaliśmy kałużę zapachową i backtrack, bo pozorantka nudziła się odkładając się i wróciła sobie porobić zdjęcia. Oczywiście na tym nie koniec. Już na starcie widziałam, że coś jest nie tak... ba! zanim doszliśmy do przedmiotu już to wiedziałam! Bacznie obserwowałam co się dzieje... Gerwazy powoli i dokładnie sprawdzał. Zazwyczaj już przed startem widać, że pracuje, widać, że jest na śladzie... Kiedy tym razem wybrał kierunek, ruszyłam za nim, ale wiedziałam, że nie realizujemy naszego zadania :) Podjęłam decyzję o powrocie do przedmiotu - to dość ryzykowne. Cofnięty pies może nie podjąć pracy wcale... Podejmowanie takich decyzji to część tej zabawy. To jest praca zespołowa. Jak już kiedyś wspominałam najbardziej cieszę się z tego, kiedy wiem co się dzieje, kiedy umiem odczytać psa. Tak właśnie było tym razem. Dalej było jeszcze ciekawiej :) ponieważ pozorant szedł równolegle - jak się potem okazało z królikiem/zającem. Zaufałam psu i byłam pewna na 100%, że teraz idziemy odszukać zaginioną, znów nieznaną nam osobę. Postawa ciała, ogon, głowa, ruch - wszystko to zupełnie inaczej wyglądało. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Wielkie pozytywne emocje. Gerwazy, beagle "postrach królika" zrezygnował z niego i wykonał kawał dobrej tropowej roboty. Kiedy to wspominam, łezka się w oku kreci! Egzamin zdany, ale serio nie to było dla mnie najważniejsze...

Gerwazy po egzaminie wrócił do przedmiotu pozorantki :)
photo by Karolina Szeloch

Piątego dnia mała kumulacja - tropy i wykrywanie. Spało się mało - nie tyle co w domu. Ciężka praca, zmęczenie. Daliśmy radę, zapał i energia obecna. Skąd wiem, że im się to podoba? Podam taki przykład. Wykrywanie odbywało się w zadaszonej wiacie. Każdy pies miał po dwa wejścia. Po każdym wejściu wracaliśmy do pokoju, bo psy pracują pojedynczo. Pierwsze wejście - idziemy normalnie, spokojnie, każdy z moich beagle przy lewej nodze. Wchodzimy, sprawdzanie obiektu etc. Drugie wejście, kiedy tylko obrałam kierunek na wiatę "dawaj szybciej, biegniemy tam!" ...no i pobiegliśmy :) Obaj doskonale wiedzieli po co tam są. Nie trzeba było ich specjalnie zachęcać... pod koniec tylko troszkę brakowało już sił. Ani jeden, ani drugi, mimo, że byli bez smyczy nie pomyśleli nawet o opuszczeniu obiektu. Skupienie na pracy, pracy która jest po prostu fajna! Ślad tego dnia był dość trudny - pozorantka poszła sarnią ścieżką :) Beagle był bardzo zadowolony.

Ostatniego dnia rano zaliczyliśmy już tylko tropienie. Niestety trzeba było już wracać do domu. Smutno trochę. Ostatnie zdjęcia, spacer i pakowanie... Ślad był na dyskryminację zapachu. Ćwiczenie polegało na tym, że obok siebie przez pewien czas szły dwie osoby, które następnie się rozdzieliły i każda poszła w innym kierunku. Po nawąchaniu przedmiotu osoby poszukiwanej Gerwazy szedł pewnie. W pewnym momencie po prostu skręcił za właściwą osobą, nie zawahał się ani przez chwilę. Niestety w trakcie pracy użądliła go pszczoła... Ani woda, ani pszczoła nie jest dla niego przeszkodą. W pracy się pracuje moi drodzy. Jeśli komuś brakuje motywacji zapraszam na trening, aby poobserwować ten mały bicolorowy, cudowny wzór do naśladowania! Moją cudowną "Ciufcię" :)

Ostatni "sierpniówkowy" ślad - start...
photo by Iwo


I koniec - pozorant odnaleziony - jeść nie chcę, bo jednak przypomniałem sobie po robocie, że mnie pszczoła użądliła w trakcie...
photo by Iwo

Co więcej? Oczywiście cudowne wykłady i totalnie indywidualne podejście. To jest standard obu trenerek. Pisałam już o tym poprzednio, więc nie będę się powtarzać :) Cudowne kobiety i basta! ...no i jeszcze coś - Gerwazy dostał od nich nową ksywkę :) Ciufcia :) zgadnijcie dlaczego? ;p

Wyjazd był okazją, aby spotkać się z Sandrą i Miką. Fajnie było z nimi spędzić czas. Miło wypominam wspólne spacery, bieganie i korzystanie z wielkiej maty węchowej w postaci łąki :) Ciocia Sandra mocno wspierała mnie w opiece nad chłopakami. Za co jej ogromnie po raz kolejny dziękuję <3


W czasie całego obozu dostępny był placyk - takie wzbogacone środowisko. Udało nam się z niego skorzystać kilka razy, przede wszystkim z Teodorkiem. Z moim nadal rosnącym maluchem pracujemy w miarę możliwości nad świadomością ciała :) ...no i ćwiczymy "stanie w pozycji wystawowej" (nuda totalna, owszem :)) Był też czas, aby popracować nad przywołaniem. Cała 3: Mika, Gerwazy i Teodor przybiegali radośnie po nagrody.





Był też czas na relaks, na posiedzenie na trawie, pogryzienie patyków, porobienie tak zwanego "nic" :)

Kolonie u Cioci Doroty

...a ten kto się bardziej opierdzielał na sierpniówce nadrobił w następnym tygodniu! Teodor spędził 5 dni na koloniach szkoleniowych przygotowując się do wystaw. Była to też dobra okazja, aby moje beagle pofunkcjonowały osobno. Zależy mi na tym, aby nie były od siebie uzależnione, dlatego chętnie korzystam i będę korzystać z możliwości spędzenia z nimi czasu pojedynczo. Idealnie byłoby także, aby potrafiły funkcjonować beze mnie... Kotletowi vel Pitu zdecydowanie się to udaje! (Patrz zdjęcie poniżej :)) Myślę za to, że przez te 5 dni to ja tęskniłam za Pitu :) mimo, że bardzo fajnie spędzałam sobie czas z Gerwazym i nadrobiłam zaległości w spaniu.


A co on robił w tym czasie, oprócz tego, że przewalał się na fotelach, bawił z nowymi kumplami, latał po lesie i kopał Ciotce dziury w ogródku? No cóż... stał na stoliku, happy legs i na ziemi ...w pozycji wystawowej rzecz jasna, ćwicząc cierpliwość - nie tylko własną :) Dreptał też na ringówce to tu, to tam - w rozproszeniach i bez. Ciężka, ale wg mnie dość nudna praca, którą staramy się kontynuować w trakcie spacerów i w domu. Ciocia nauczyła Teodora, że za wskakiwanie na ławeczki dostaje się nagrodę, robi to zatem bardzo chętnie. Ławeczek w naszym lesie trochę jest, więc "wskakujemy i stoimy" - nie ma wyjścia...

A co na koniec?

Na koniec pojechaliśmy na wystawę sprawdzić, czego Pan Teodor nauczył się na koloniach :) Z całą pewnością mogę stwierdzić, że sprawdzian zaliczony w 100%. Co prawda wygraliśmy sami ze sobą, jednak nauka nie poszła w las i maluch zaprezentował się bardzo profesjonalnie. Oczywiście nie bez znaczenia była tutaj rola handlerki :) Dumnam z Pitu bardzo! Nie rozwodzę się na ten temat, bo o wrażeniach z wystaw powstanie osobny post.

W drodze do domu poodwiedzaliśmy sobie jeszcze różne Ciocie. Najfajnie było jak zawsze u Cioci Moniki. Co prawda upał bym przeogromny i spacer bardzo krótki, ale za to spotkanie z Melka bardzo fajne dla całej trójki. Rewelacyjne jest to, że mam takie cudowne psy!

Śmiało mogę stwierdzić, że mój tegoroczny urlop spędziłam "w pełni" z moimi beaglowymi słodziakami. Nie zamieniłabym tego czasu na nic innego. Uwielbiam patrzeć na tę szczerą psią radość, ładuje to moje baterie i wywołuje niekontrolowany uśmiech.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Cztery kąty dla beagle'a - czyli o klatkach kennelowych

BI i TRICOLOROWO - czyli jak to jest z tymi kolorami u beagle

Dom wybuchł - beaglowa demolka

Jaki kaganiec będzie odpowiedni dla naszego beagle’a?