Beagle w Górach Kamiennych po raz 2 - Wejście na Szpiczak
Jak już wspominałam w jednym z postów czy wpisów na facebooku - Gerwazy to zdecydowanie beagle leśny i górski, a nie morski :) (Morze może być, ale bez przesady :p) Ponieważ zwykły las mamy na co dzień, dlatego też, ilekroć tylko istnieje możliwość, korzystamy z okazji, aby potuptać po górskich szlakach. Dolny Śląsk daje nam spory wachlarz możliwości i bez problemu można wybrać się w góry na jednodniową wycieczkę. Tak też było i w ostatni weekend...
Ekipa wyjazdowa składała się tym razem z 2 psów i 3 człowieków-opiekunów. Spotkaliśmy się na parkingu, ale zanim to nastąpiło, w oczekiwaniu na resztę poszliśmy na krótki spacer do lasu...
...tak, wiem, że miało być o górach, ale będzie dygresja o psim nosie, bo jest to w psach fascynujące! :) Gerwazy od małego kumpluje się z Maszką. Niesamowite jest to, że:
Wracając do tematu. Wyruszaliśmy z Wrocławia i po około 1,5h byliśmy na miejscu. Pogoda była cudowna - idealna na taki wypad. Po ostatnich kilku chłodniejszych dniach, spacer w T-shircie był bardzo miłą odmianą.
Autem dojechaliśmy do miejscowości Głuszyca Górna i tutaj właśnie zaczął się nasz treking zielonym szlakiem w kierunku Szpiczaka.
Góry Kamienne charakteryzują się dużą ilością szczytów. Sam Szpiczak położony jest w mikroregionie "Góry Suche". Spacer po nich składa się z dużej ilości podejść i zejść. Jak doczytałam ostatnio, z tego względu Góry Kamiennie nazywane są czasami "sudeckimi Tatrami". Dla Gerwazego i Maszy jak zwykle nie stanowiło to jednak najmniejszego problemu. Więcej wysiłku kosztowało to nas - ich dwunożnych towarzyszy.
Oczywiście nie obyło się bez zdjęć i szaleństw z Maszką. A i pobeaglować też trzeba, szczególnie jak w grę wchodzi ten najlepszy patyk, albo jak trzeba zachęcić kogoś do biegania :)
Jak zawsze byliśmy zaopatrzeni w miskę i wodę dla psów, kilka razy łaskawie z niej skorzystały. Najsmaczniejsza jednak jest kałużanka - cokolwiek tym razem ma w składzie...
Na powyższym zdjęciu widać, że ktoś tu maszeruje prosto do Wuja, aby wsadzić mu nos w obiektyw - no bo jak by inaczej? Jak zazwyczaj w takim obcym miejscu - pełnym zapachów i zwierzaków, za którymi można by polecieć na złamanie karku (nie widać tego na zdjęciach, ale momentami otaczały nas strome zbocza) - psy były na linkach, które oczywiście uatrakcyjniły nam treking tworząc gratisowy tor przeszkód :) Ludzi na szlaku praktycznie BRAK. Na szczycie spotkaliśmy 2 grupy turystów. Pod koniec, już bliżej Andrzejówki pojawiło się kilka osób.
No i doszliśmy! Beagle zasiadł na słupie granicznym poniżej szczytu, aby podziwiać piękne widoki. Na pierwszym planie Góry Kamienne, na drugim Góry Sowie, w których jeszcze Gerwazego łapy na razie nie stąpały. Mamy zamiar nadrobić to jeszcze tej jesieni... (Iwanka tam była i to nie raz! :))
Pamiątkowe zdjęcie, chwila odpoczynku, herbatka, woda i coś na ząb :) i można było ruszać dalej... W drodze powrotnej rozdzieliliśmy się. Dziewczyny (i Gerwazy), poszły krótszą trasą do Andrzejówki. Bilans spaceru prezentuje się następująco:
(Dodam, że podczas całej trasy nie zatrzymywałam aplikacji. Zapewne więc, są pewne przekłamania dotyczące np. średniej prędkości :))
Ponieważ tego dnia opuściliśmy zajęcia w psiej szkole, :p po drodze koniecznie trzeba było trochę poćwiczyć - chociażby zostawanie. W tym celu wykorzystaliśmy m.in.wesołą ławeczkę rozpiętą miedzy dwoma drzewami, no i oczywiście słup graniczny.
Odpowiadając na koniec na kluczowe pytanie - jak mojemu beagle podobały się Góry Kamienne / Suche - podobały się bardzo! Nie była to jego pierwsza wizyta w tych górach. Poprzednim razem było jednak zupełnie biało.
Jedyny mankament tej okolicy to schronisko Andrzejówka, które niestety nie akceptuje zwierząt (także wizyta w toalecie i barze nie jest możliwa). Jeśli chcielibyście przenocować, musicie poszukać miejsca gdzieś indziej. Druga nasza wizyta - bardzo pusto i przyjemnie. Jeśli zatem macie ochotę na odrobinę samotności - jest szansa, że ją tutaj znajdziecie.
P.S. Zdjęcia (te lepsze) najlepszy psi i górski fotograf myszokrobizdjecia :) Dzięki jak zwykle i pozdrówki!
Ekipa wyjazdowa składała się tym razem z 2 psów i 3 człowieków-opiekunów. Spotkaliśmy się na parkingu, ale zanim to nastąpiło, w oczekiwaniu na resztę poszliśmy na krótki spacer do lasu...
...tak, wiem, że miało być o górach, ale będzie dygresja o psim nosie, bo jest to w psach fascynujące! :) Gerwazy od małego kumpluje się z Maszką. Niesamowite jest to, że:
- bez problemu znajduje ją w lesie (nawet jak jej Pani mówi, jesteśmy po lewej myląc kierunki, Gerwazego nos prowadzi we właściwym :) )
- doskonale wie, co znaczy - idziemy do Maszy, szukaj gdzie jest Masza - elegancko prowadzi mnie do jej domu
- wie, że ona już czeka na nas, mimo że jesteśmy od nich 200 metrów i dzielą nas gęsto rosnące drzewa
Wracając do tematu. Wyruszaliśmy z Wrocławia i po około 1,5h byliśmy na miejscu. Pogoda była cudowna - idealna na taki wypad. Po ostatnich kilku chłodniejszych dniach, spacer w T-shircie był bardzo miłą odmianą.
Autem dojechaliśmy do miejscowości Głuszyca Górna i tutaj właśnie zaczął się nasz treking zielonym szlakiem w kierunku Szpiczaka.
Góry Kamienne charakteryzują się dużą ilością szczytów. Sam Szpiczak położony jest w mikroregionie "Góry Suche". Spacer po nich składa się z dużej ilości podejść i zejść. Jak doczytałam ostatnio, z tego względu Góry Kamiennie nazywane są czasami "sudeckimi Tatrami". Dla Gerwazego i Maszy jak zwykle nie stanowiło to jednak najmniejszego problemu. Więcej wysiłku kosztowało to nas - ich dwunożnych towarzyszy.
Oczywiście nie obyło się bez zdjęć i szaleństw z Maszką. A i pobeaglować też trzeba, szczególnie jak w grę wchodzi ten najlepszy patyk, albo jak trzeba zachęcić kogoś do biegania :)
Jak zawsze byliśmy zaopatrzeni w miskę i wodę dla psów, kilka razy łaskawie z niej skorzystały. Najsmaczniejsza jednak jest kałużanka - cokolwiek tym razem ma w składzie...
Na powyższym zdjęciu widać, że ktoś tu maszeruje prosto do Wuja, aby wsadzić mu nos w obiektyw - no bo jak by inaczej? Jak zazwyczaj w takim obcym miejscu - pełnym zapachów i zwierzaków, za którymi można by polecieć na złamanie karku (nie widać tego na zdjęciach, ale momentami otaczały nas strome zbocza) - psy były na linkach, które oczywiście uatrakcyjniły nam treking tworząc gratisowy tor przeszkód :) Ludzi na szlaku praktycznie BRAK. Na szczycie spotkaliśmy 2 grupy turystów. Pod koniec, już bliżej Andrzejówki pojawiło się kilka osób.
No i doszliśmy! Beagle zasiadł na słupie granicznym poniżej szczytu, aby podziwiać piękne widoki. Na pierwszym planie Góry Kamienne, na drugim Góry Sowie, w których jeszcze Gerwazego łapy na razie nie stąpały. Mamy zamiar nadrobić to jeszcze tej jesieni... (Iwanka tam była i to nie raz! :))
Pamiątkowe zdjęcie, chwila odpoczynku, herbatka, woda i coś na ząb :) i można było ruszać dalej... W drodze powrotnej rozdzieliliśmy się. Dziewczyny (i Gerwazy), poszły krótszą trasą do Andrzejówki. Bilans spaceru prezentuje się następująco:
(Dodam, że podczas całej trasy nie zatrzymywałam aplikacji. Zapewne więc, są pewne przekłamania dotyczące np. średniej prędkości :))
Ponieważ tego dnia opuściliśmy zajęcia w psiej szkole, :p po drodze koniecznie trzeba było trochę poćwiczyć - chociażby zostawanie. W tym celu wykorzystaliśmy m.in.wesołą ławeczkę rozpiętą miedzy dwoma drzewami, no i oczywiście słup graniczny.
Odpowiadając na koniec na kluczowe pytanie - jak mojemu beagle podobały się Góry Kamienne / Suche - podobały się bardzo! Nie była to jego pierwsza wizyta w tych górach. Poprzednim razem było jednak zupełnie biało.
Jedyny mankament tej okolicy to schronisko Andrzejówka, które niestety nie akceptuje zwierząt (także wizyta w toalecie i barze nie jest możliwa). Jeśli chcielibyście przenocować, musicie poszukać miejsca gdzieś indziej. Druga nasza wizyta - bardzo pusto i przyjemnie. Jeśli zatem macie ochotę na odrobinę samotności - jest szansa, że ją tutaj znajdziecie.
P.S. Zdjęcia (te lepsze) najlepszy psi i górski fotograf myszokrobizdjecia :) Dzięki jak zwykle i pozdrówki!
Komentarze
Prześlij komentarz